Czy
„Smells like teen spirit” Nirvany może wzruszyć? Jak najbardziej może, o czym przekonałam
się 7 marca na koncercie w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza, który odbył
się w ramach projektu Symphonica. Siłą napędową całej inicjatywy jest Mikołaj
Blajda – twórca scenariusza i aranżacji oraz dyrygent w jednej osobie.
Symphonica, krótko rzecz ujmując, to zderzenie ostrego, gitarowego grania z
klasycznym brzmieniem orkiestry symfonicznej oraz charyzmy rockowych wykonawców
z głębią śpiewu operowego.
Od
razu uprzedzam wszelkie komentarze, dotyczące warsztatu czy nagłośnienia - zupełnie
się na tym nie znam (choć przez miesiąc uczyłam się gry na fortepianie, ale to
oczywiście nie daje mi podstaw do formułowania kategorycznych sądów). Dlatego
moja ocena wydarzenia jest czysto emocjonalna. Bo ważniejsze, moim zdaniem,
jest czuć niż wiedzieć. Wiedza to sprawa drugorzędna, potrzebna do głębszej
interpretacji i osadzenia danego dzieła w kontekście.
KONCERT PEŁEN EMOCJI
W
moim odczuciu był to udany koncert, choć „Smokie on the water”, które zostało
wykonane na początku nieco mnie zaniepokoiło. Gitary zupełnie zagłuszyły
orkiestrę i wokalistów. Co prawda w niektórych utworach, wciąż gdzieś orkiestra
ginęła, ale ostatecznie ta unia dwóch, wydawałoby się odrębnych światów, była
naprawdę udana. Dużym zaskoczeniem była dla mnie interpretacja „Lithium”
Nirvany, z lekka zwariowana, psychodeliczna, trochę jakby w rytmie reagge, a
już „Smells like teen spirit” wzruszyło mnie, czego zupełnie się nie
spodziewałam. Pomyślałam: „Coś ze mną nie tak”, ale okazało się, że nie jest w
tym odosobniona, więc odetchnęłam z ulgą. O ile „Smells like...” mnie wzruszyło,
o tyle „Phanthom of the Opera” zespołu Nightwish przejęło mnie do głębi i
sprawiło, że parę łez spłynęło mi po policzku. Nie znałam wcześniej oryginału,
dlatego po powrocie odsłuchałam na Youtube, stwierdzając z zaskoczeniem, że
wersja oryginalna wydaję mi się bardziej „popowa”. To, co usłyszałam w trakcie
koncertu było znacznie głębsze i mroczniejsze i naprawdę przenikało na wskroś.
Symphonica
została bardzo dobrze przyjęta w Szczecinie. Podobno bilety rozeszły się w
mgnieniu oka. Zresztą sukces projektu potwierdziły owacje na stojąco oraz chyba
ze trzy bisy. Wydawało się, że publiczność nie chce wypuścić artystów i nie
dziwi mnie to. Jeszcze długo po koncercie trzymał mnie podniosły nastrój.
Gdybym mogła, wrzuciłabym replay i wciąż syciła się muzyką i emocjami, jakie we
mnie wywołała.
SYMPHONICA WRACA WE WRZEŚNIU!
Entuzjastyczna
reakcja szczecinian zaskoczyła również samych muzyków. Tempo w jakim rozeszły
się bilety oraz ogromny odzew spowodowały, że Symphonica powróci do Szczecina
we wrześniu. Mają zatem szanse Ci, którzy nie zdążyli kupić wejściówek na
marcowe koncerty.
I
jeszcze taka mała dygresja a propos Filharmonii. Jestem niezłomną orędowniczką
formy tego gmachu, choć wiem, że ogółowi nie przypadła do gustu. Przyznać
jednak muszę – niechętnie – że dostrzegłam jeden mankament. Właściwie trudno
było nie dostrzec...Chodzi mianowicie o schody na balkonie. Zdecydowanie zbyt
wąskie, zwłaszcza dla pań w obcasach, ale nie tylko. Panowie również mieli
problemy z utrzymaniem równowagi. Naprawdę niewiele brakowało, żeby ktoś
zwichnął sobie nogę. To póki co jedyny minus jaki widzę, w dalszym ciągu jestem
zachwycona tym projektem.
Summa
summarum polecam zarówno symfoniczny projekt Mikołaja Blajdy i jak i wizytę w
nowym budynku Filharmonii na jakimkolwiek innym koncercie.
Powiązane posty:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam serdecznie na stronie Miasta Pudełek. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się ze mną swoim zdaniem, wyrazisz opinię o poście, a może wskażesz inną, ciekawą perspektywę :) Do miłego następnego ;)