wtorek, 31 marca 2015

Czy „Smells like teen spirit” Nirvany może wzruszyć?





Czy „Smells like teen spirit” Nirvany może wzruszyć? Jak najbardziej może, o czym przekonałam się 7 marca na koncercie w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza, który odbył się w ramach projektu Symphonica. Siłą napędową całej inicjatywy jest Mikołaj Blajda – twórca scenariusza i aranżacji oraz dyrygent w jednej osobie. Symphonica, krótko rzecz ujmując, to zderzenie ostrego, gitarowego grania z klasycznym brzmieniem orkiestry symfonicznej oraz charyzmy rockowych wykonawców z głębią śpiewu operowego.

Od razu uprzedzam wszelkie komentarze, dotyczące warsztatu czy nagłośnienia - zupełnie się na tym nie znam (choć przez miesiąc uczyłam się gry na fortepianie, ale to oczywiście nie daje mi podstaw do formułowania kategorycznych sądów). Dlatego moja ocena wydarzenia jest czysto emocjonalna. Bo ważniejsze, moim zdaniem, jest czuć niż wiedzieć. Wiedza to sprawa drugorzędna, potrzebna do głębszej interpretacji i osadzenia danego dzieła w kontekście.

KONCERT PEŁEN EMOCJI

W moim odczuciu był to udany koncert, choć „Smokie on the water”, które zostało wykonane na początku nieco mnie zaniepokoiło. Gitary zupełnie zagłuszyły orkiestrę i wokalistów. Co prawda w niektórych utworach, wciąż gdzieś orkiestra ginęła, ale ostatecznie ta unia dwóch, wydawałoby się odrębnych światów, była naprawdę udana. Dużym zaskoczeniem była dla mnie interpretacja „Lithium” Nirvany, z lekka zwariowana, psychodeliczna, trochę jakby w rytmie reagge, a już „Smells like teen spirit” wzruszyło mnie, czego zupełnie się nie spodziewałam. Pomyślałam: „Coś ze mną nie tak”, ale okazało się, że nie jest w tym odosobniona, więc odetchnęłam z ulgą. O ile „Smells like...” mnie wzruszyło, o tyle „Phanthom of the Opera” zespołu Nightwish przejęło mnie do głębi i sprawiło, że parę łez spłynęło mi po policzku. Nie znałam wcześniej oryginału, dlatego po powrocie odsłuchałam na Youtube, stwierdzając z zaskoczeniem, że wersja oryginalna wydaję mi się bardziej „popowa”. To, co usłyszałam w trakcie koncertu było znacznie głębsze i mroczniejsze i naprawdę przenikało na wskroś.

Symphonica została bardzo dobrze przyjęta w Szczecinie. Podobno bilety rozeszły się w mgnieniu oka. Zresztą sukces projektu potwierdziły owacje na stojąco oraz chyba ze trzy bisy. Wydawało się, że publiczność nie chce wypuścić artystów i nie dziwi mnie to. Jeszcze długo po koncercie trzymał mnie podniosły nastrój. Gdybym mogła, wrzuciłabym replay i wciąż syciła się muzyką i emocjami, jakie we mnie wywołała.

SYMPHONICA WRACA WE WRZEŚNIU!

Entuzjastyczna reakcja szczecinian zaskoczyła również samych muzyków. Tempo w jakim rozeszły się bilety oraz ogromny odzew spowodowały, że Symphonica powróci do Szczecina we wrześniu. Mają zatem szanse Ci, którzy nie zdążyli kupić wejściówek na marcowe koncerty.

I jeszcze taka mała dygresja a propos Filharmonii. Jestem niezłomną orędowniczką formy tego gmachu, choć wiem, że ogółowi nie przypadła do gustu. Przyznać jednak muszę – niechętnie – że dostrzegłam jeden mankament. Właściwie trudno było nie dostrzec...Chodzi mianowicie o schody na balkonie. Zdecydowanie zbyt wąskie, zwłaszcza dla pań w obcasach, ale nie tylko. Panowie również mieli problemy z utrzymaniem równowagi. Naprawdę niewiele brakowało, żeby ktoś zwichnął sobie nogę. To póki co jedyny minus jaki widzę, w dalszym ciągu jestem zachwycona tym projektem.


Summa summarum polecam zarówno symfoniczny projekt Mikołaja Blajdy i jak i wizytę w nowym budynku Filharmonii na jakimkolwiek innym koncercie.

Powiązane posty:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam serdecznie na stronie Miasta Pudełek. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się ze mną swoim zdaniem, wyrazisz opinię o poście, a może wskażesz inną, ciekawą perspektywę :) Do miłego następnego ;)