Warszawa
zwariowała na punkcie biegania. Czy szczecinian również ogarnęło zbiorowe
szaleństwo?
Od
jakiegoś czasu przyglądam się temu zjawisku. Na początku biernie, z pozycji
obserwatora, następnie czynnie, już w roli biegacza. Chociaż słowo „biegacz” w
kontekście mojej osoby i kondycji, którą reprezentuję brzmi nazbyt szumnie i na
wyrost. Jestem chyba jedyną osobą, pośród biegających na Jasnych Błoniach,
która dyszy, sapie i zipie. Wszyscy w znakomitej formie, wydaje się, że bez
wysiłku „robią” kolejne okrążenie. Jest ich wielu. Niektórzy biegają w
pojedynkę, inni w parach, zdarzają się też większe grupy. Nie wiem jaka
motywacja sprowadza ich w te jesienne wieczory, kiedy równie dobrze mogliby
siedzieć przy filmie i grzanym piwku, na przykład, zamiast oblewać się potem –
wiem za to, co mobilizuje mnie. Na początku moja motywacja miała na imię
Krzysztof. To właśnie mój Mąż, niejako wyciągając mnie za fraki dał impuls
bieganiu. Teraz bodźcem jest wewnętrzna potrzeba. Chęć przezwyciężenia
słabości.
Początkowo
moje ciało protestowało przeciwko wysiłkowi, teraz buntuje się, kiedy próbuję
przejść w stan spoczynku. I mimo że podczas samego biegania nieraz przeżywam
zwątpienia i załamania, to już po uczucie satysfakcji i ogromna dawka endorfin jest
bezcenna. Doszło do tego, że kanapowiec pospolitus, jakim zawsze byłam, zaczyna
tęsknić do biegania.
Źródło: http://www.lifestyle.banzaj.pl/galeria/bieganie-sposob-na-fome-i-na-randke-14-galdok-58455-613993-jpg.html
Padło
pytanie czy Szczecin, tak samo jak Warszawę, ogarnęło zbiorowe szaleństwo. Wiem,
że istnieje coś takiego, jak Maratończyk Team, czyli klub zrzeszający
miłośników biegania. Domyślam się, że są grupy ludzi, umawiających się na
bieganie. Niestety moja wiedza w tym temacie jest znikoma, dlatego te pytanie
kieruję do Was. Może wśród czytelników Miasta Pudełek jest jakiś zapalony
biegacz, który chętnie podzieli się swoją wiedzą?
Dzisiejszy
wpis jest dedykacją dla mojego Kochanego Męża.
W biegu i w lenistwie. W porażce i w zwycięstwie.
OdpowiedzUsuńDziękuję.