sobota, 6 października 2012

Podróż w czasie


Kilkanaście lat temu ubolewałam nad brakiem w Szczecinie Starego Miasta z rynkiem w jego centrum. Podróże po kraju pogłębiały kompleks. Oglądając stare widokówki, cicho wzdychałam. Taki piękny był ten Szczecin! Z czasem zrozumiałam, że miasto nie miało szans, historia okrutnie się z nim rozprawiła. Najpierw wojna, alianckie naloty, a potem trudne lata powojenne, w których cegły ze szczecińskich ruin wywożono do Warszawy. Z jednej strony nie dziwi mnie to. Szczecin, mimo że znalazł się w granicach kraju, nie był uważany za polski. Z drugiej jednak uważam, że niezależnie od uwarunkowań historycznych, powinniśmy szanować czyjś dorobek kulturowy. Dlaczego? Bo intencją było tworzenie, a to już samo w sobie stanowi wartość. Minęło kilkadziesiąt lat od tych trudnych czasów, mam jednak wrażenie, że niewiele się zmieniło. Usłyszałam od mieszkańca Gniezna (i to w jakiś pogardliwy sposób), że Szczecin to przedmieścia Berlina. Z kolei z audycji radiowej dowiedziałam się, że zdaniem młodych ludzi, to Lwów i Wilno powinny „wrócić” do kraju, a nie Szczecin i Wrocław. Zabolało.
Pisałam wcześniej, że Szczecin to miasto przyszłości, twór nieskończony i ciągle się przeobrażający. Miasto Gryfa to również byt pokaleczony, którego rany ciągle się jątrzą. Jego struktura była wielokrotnie naruszana, a tkanka od wieków ulegała licznym deformacjom. Różnorodne wpływy i przechodzenie z rąk do rąk sprawiły, że miasto jest kulturowo eklektyczne. Historii nie da się zawrócić. Dlatego myślę, że warto podjąć wysiłek, aby pokochać to miasto, zaakceptować jego niemieckość. Postrzeganie go w oderwaniu od jego historii nie pomoże nam, szczecinianom, w odnalezieniu swojej tożsamości. Jeśli Szczecin faktycznie ma znaleźć się w granicach Polski, to najpierw jego mieszkańcy muszę się z nim zasymilować. Proponuję zatem spacer po Starym Mieście, które w XIX i na początku XX wieku na oczach ówczesnych gospodarzy przechodziło zmiany.


Obecnie Stare Miasto to kilka kamienic na Podzamczu, Zamek Książąt Pomorskich oraz okolice placu Orła Białego. Niektóre z budynków, które powstawały na przestrzeni kilkunastu lat i miały przywrócić dawnego ducha temu miejscu, są niedokończone. Ta część miasta już dawno straciła swe znaczenie. Niegdyś, jeszcze do czasów II wojny światowej, Stare Miasto pełniło rolę ścisłego centrum Szczecina. To właśnie tam koncentrowało się życie handlowe, administracyjne i usługowe. Dawny Szczecin składał się z Dolnego i Górnego Miasta. Pierwsza dzielnica, położona tuż nad Odrą, była plątaniną wąskich uliczek, z których wyróżniały się ulica Panieńska z Rynkiem Siennym oraz Wielka Odrzańska. Natomiast druga, o bardziej regularnym układzie z Rynkiem Końskim (dzisiaj Plac Orła Białego) w centrum, była położona wyżej. Obie części łączyły ulice Szeroka i Sołtysia[i].
Spacerując po XIX-wiecznym Szczecinie zachwycilibyśmy się zapewne licznymi klasycystycznymi kamienicami o starannie dopracowanej formie. Te harmonijne w swym wyglądzie budynki, zaczęły być od lat trzydziestych wypierane przez wielkie kamienice czynszowe, jednolite i bardzo uproszczone w kształcie. Ich fasady zdobiono ascetycznym neorenesansowym detalem. Dwuspadowe dachy, początkowo dość wysokie i kryte ceramiczną dachówką, od lat sześćdziesiątych obniżano i kryto papą. Na ogół wznoszono pięciokondygnacyjne kamienice. Najbardziej reprezentatywną i najdłuższą zabudową XIX-wiecznego Szczecina była pierzeja Bulwaru Nadodrzańskiego, stanowiąca fasadę miasta od strony Odry[ii]. Nie zmieniło się zatem to, że Szczecin nadal wygląda najlepiej od prawobrzeżnej części miasta.


W drugiej połowie XIX wieku Dolne Miasto zaczęło się przeobrażać. O ile w pięciu pierwszych dekadach stulecia dominowali tu rzemieślnicy i kupcy, tacy jak szewcy, krawcy, bednarze, a także wytwórcy igieł oraz figur gipsowych, to z czasem ich zakłady zaczęły ustępować miejsca sklepom, a potem szynkom i tawernom. Przy głównych ulicach rozwijały się duże sklepy, w podwórzach zaś drobne zakłady przemysłowe. Tylko na niewielkim odcinku ulicy Panieńskiej (położonej u stóp skarpy zamkowej) mieściły się w latach siedemdziesiątych dwie rafinerie oleju, trzy destylarnie alkoholu, browar, a pod koniec tych lat i fabryka wag[iii]. Najbardziej uciążliwymi użytkownikami posesji były rzeźnie, które prowadziły w ciasnych podwórkach ubój zwierząt, zanieczyszczając tym samym rynsztoki i wytwarzając trudny do zniesienia odór. W związku z tym zamożniejsi mieszkańcy zaczęli zamieszkiwać lepsze dzielnice – Górne Miasto, od lat sześćdziesiątych XIX wieku Nowe Miasto, a po zniesieniu twierdzy (gdyż miasto otoczone było fortyfikacjami)  nowe centrum i przedmieścia willowe[iv].
W latach dziewięćdziesiątych Stare Miasto ulegało coraz większym przekształceniom. Przeobraziło się ono w nowoczesne centrum handlowo-usługowe, które ówcześni statystycy określali angielskim słowem „city”. Zabudowę mieszkaniową tej części miasta zaczęły wypierać coraz okazalsze sklepy i domy handlowe, banki i siedziby firm (tendencja bliska współczesnemu Szczecinowi – dzisiaj prym wiodą galerie handlowe i biurowce). Zmienił się także wygląd. Stypizowane i skromne formy neorenesansowe zostały zastąpione różnorodnymi stylami. Miejsce rzemieślników budowlanych zajęli architekci, którzy ukończyli uczelnie w Charlottenburgu, Berlinie, Dreznie i Lipsku. Wśród nich wyróżniał się między innymi Karl Kelm. To on właśnie wzniósł w roku 1888 nową neobarokową kamienicę przy ulicy Siennej 8, w 1895 zaś ukończył istniejący do dziś eklektyczny budynek francuskiej reformowanej gminy wyznaniowej przy obecnym placu Żołnierza Polskiego 5. Dwa lata później wybudowano według projektu Kelma siedzibę redakcji gazety „General-Anzeiger” przy Nowym Rynku 3/4, która prezentowała coraz modniejszy „niemiecki renesans”[v].


Innym architektem, który wpłynął na nowy wygląd Starego Miasta był Wilhelm Trost. Według sporządzonego przez niego w 1898 roku projektu dla firmy handlowej Braci Solms wzniesiono przeszklony budynek, którego parter i pierwsze piętro przeznaczone zostały do celów handlowych, na wyższych zaś piętrach mieściły się biura. Budowla owa była przykładem ówczesnego trendu kompilowania form zaczerpniętych z późnego gotyku i renesansu północnego. Narożna wieża tegoż obiektu stanowiła punkt orientacyjny, widoczny w perspektywie kilku ulic dolnego miasta. Trost zmienił również oblicze placu u zbiegu Farnej, Szewskiej i Sołtysiej nadał mu bowiem zróżnicowaną i prawie monumentalną oprawę architektoniczną. Przekształceniom uległ również Rynek Węglowy. Poszerzono wjazd z rynku do uliczki prowadzącej wzdłuż kościoła św. Jakuba; na miejscu rozebranej kamienicy przy Rynku Węglowym 7 powstał zaprojektowany przez Trosta wąski budynek w stylu renesansu niemieckiego (poszerzony o sąsiednią kamienicę przez Pawela w 1912 roku); na rogu ulicy Farnej stanął dom towarowy o przeszklonej elewacji, ozdobionej secesyjnym ornamentem[vi].
Wyróżniającym się architektem, który pozostawił po sobie dużo budowli na terenie Górnego Miasta był Friedrich Liebergesell. Znany jako główny twórca szczecińskiej secesji zaprojektował między innymi kamienicę przy ulicy św. Wojciecha 1, ciąg zabudowy przy ulicy Bolesława Śmiałego oraz dziś już nieistniejącej, najbardziej okazałej kamienicy secesyjnej przy placu Żołnierza Polskiego 1. Na Starym Mieście zaprojektował kilka kamienic przy ulicy Mariackiej, Grodzkiej oraz Szerokiej. We wszystkich tych realizacjach konsekwentnie stosował secesyjną ornamentykę, unikając form historyzujących. Jego kamienice charakteryzują się często silnie rozczłonkowaną bryłą i indywidualnie traktowanymi, bogato zdobionymi elewacjami. Liebergesell w ciągu zaledwie kilku lat pozostawił po sobie imponujący dorobek, przyczyniając się w znacznym stopniu do przeobrażenia ciągu ulicy Szerokiej i uliczek stanowiących jej przedłużenie w kierunku Odry[vii].
Początek nowego stulecia to powstawanie coraz większej ilości domów towarowych. Jednakże, mimo obfitości tanich towarów przemysłowych, rozpowszechnienie tej nowej formy sprzedaży pociągnęło za sobą upadek drobnego handlu i rzemiosła (skądś to chyba znamy). Tuż obok wielkich domów towarowych, w wijących się uliczkach Dolnego Miasta miejsce dawnych sklepików i warsztatów zajmowały teraz lokale gastronomiczne nastawione na obsługę marynarzy, a także klientów z niższych klas społecznych. Z kamienic tej części miasta wyprowadzali się nie tylko ich właściciele, ale również średnio zamożni mieszkańcy, na których miejsce przybywali głównie robotnicy. Mimo że na skutek dominacji wielkiego handlu i zmiany funkcji budynków ubywało mieszkańców, to czynszówki były zatłoczone, w związku z czym do celów mieszkalnych adaptowano piwnice i poddasza. Nie remontowane z braku funduszy kamienice, pozbawione często elementarnych wygód, popadały w ruinę. W latach trzydziestych XX wieku w aktach budowlanych odnotowywano często przypadki, gdy tynk odpadał wprost na głowy przechodniów, a piwnice zalewała woda na skutek nieszczelności rur kanalizacyjnych[viii].


Zachodzące przez dziesięciolecia przeobrażenia Starego Miasta w jego zabudowie zostały gwałtownie przerwane przez alianckie naloty bombowe w latach 1943-1944. Powstałe po wojnie osiedle nie ma nic wspólnego z dawną historią miejsc, na których zostało wybudowane. Od kilkunastu lat trwają działania mające przywrócić Staremu Miastu dawną rangę, ale to jeszcze długa droga. I czy to faktycznie się uda? Zmiany zachodzą zupełnie jak w dawnym Szczecinie. Obecnie metamorfozy, które przechodzi miasto budzą wiele kontrowersji wśród mieszkańców. Zamysł, idea projektujących współcześnie architektów rozmija się często z oczekiwaniami szczecinian, a wręcz spotyka się z brakiem zrozumienia. Dzisiaj przyklaskujemy starym, znanym nam formom i rozwiązaniom architektonicznym, nowe zaś budzą często nasz sprzeciw. Patrząc wstecz, śledząc wirtualnie przemiany zachodzące w Szczecinie w XIX i na początku XX wieku, możemy sobie wyobrazić, że budziły one często zaniepokojenie wśród ówczesnych mieszkańców. Przyzwyczajeni do harmonijnego kanonu i skromnych detali, mogli być oburzeni secesyjnymi kamienicami bogato zdobionymi ornamentami. Oburzenie mogły wywoływać również duże, przeszklone domy towarowe, zabijające ducha drobnego handlu ulokowanego w zabudowie Dolnego Miasta.
Miasto musi się zmieniać, bo zmieniają się czasy, a przede wszystkim ludzie, którzy w nim mieszkają. Być może nie akceptujemy przeobrażeń, które zachodzą, gdyż w naszym odczuciu naruszają tkankę tego wielkiego organizmu, jakim jest Szczecin, i w sposób znaczący zmieniają jego oblicze. Jednak kto wie, czy nasze dzieci, wnuki i prawnuki nie będą się czuły w tym zmienionym Szczecinie jak u siebie, i czy nie będą nam wdzięczne za zastaną rzeczywistość.


[i] M. Słomiński, „Przemiany w zabudowie szczecińskiego Starego Miasta w XIX i na początku XX wieku” [w:] „Kultura i sztuka Szczecina w latach 1800-1945”, Szczecin 1999, s. 27.
[ii] Ibidem, s. 28.
[iii] Ibidem, s. 29.
[iv] Ibidem.
[v] Ibidem, s. 31-32.
[vi] Ibidem, s. 32-33.
[vii] Ibidem, s. 33-34.
[viii] Ibidem, s. 35-36.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam serdecznie na stronie Miasta Pudełek. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się ze mną swoim zdaniem, wyrazisz opinię o poście, a może wskażesz inną, ciekawą perspektywę :) Do miłego następnego ;)