piątek, 7 grudnia 2012

Andrzej Te. Podejrzewany o napisanie i wydanie „Dzieci TV”, a ostatnio także „Freelancera”


Niniejszy tekst jest wynikiem rozmów prowadzonych w tak zwanym realu, jak i w przestrzeni wirtualnej. Nie jest to wywiad, gdyż ten urywany, zmienny w swej formie dialog, obywał się drogą nieformalną. Jest to raczej zapis moich spostrzeżeń zilustrowanych wypowiedziami mojego rozmówcy. Bohaterem jest młody szczecinianin, autor między innymi „PRacownika” i ostatnio wydanego „Freelancera”. Rozmawialiśmy o jego książkach, o sensie pisania w ogóle, a także o całym procesie wydawniczym.




Debiutancka mikropowieść „PRacownik” została opublikowana pod pseudonimem Hubert Hurbański, przy kolejnych pozycjach „posłużył się” Andrzejem Te. Muszę przyznać, że zaintrygowało mnie to. Tkwię bowiem w przeświadczeniu, że w dzisiejszych czasach większość z nas łaknie jednak rozgłosu, przypisania zasług, splendoru. Tymczasem Andrzej Te konsekwentnie „nie przyznaje się” do swojej twórczości. Dlaczego?
W przypadku „PRacownika” autor przede wszystkim nie chciał palić za sobą mostów w branży, w której pracował:

„Zaczynałem dopiero pracę w branży PR, a w książce tej trochę jednak naśmiewam się z kilku osób, między innymi moich byłych szefów, których wziąłem sobie za wzór tworząc sylwetki bohaterów książki. Środowisko PR wówczas (teraz nie bardzo wiem czy coś się zmieniło) było dość wąskie, szczególnie we Wrocławiu, gdzie większość specjalistów, jeśli się nie znała, to na pewno kojarzyła; szczególnie dużo plotkowało się o tym, jak jest w innych agencjach, czy warto tam spróbować wysłać CV, co z tego będzie itd. […] nie chciałem być spalonym zupełnie w branży, w której chciałem jeszcze popracować. Jak się później jednak okazało – kto miał wiedzieć, ten od razu się domyślił […]”.

Ponadto Hubert Hurbański (ze względu na podobieństwo do popularnego Huberta Urbańskiego) dobrze pozycjonował się w wyszukiwarkach internetowych, co zwiększało szansę na przypadkowe trafienie potencjalnego czytelnika na informacje o książce.

W przypadku pozostałych publikacji pseudonim Andrzej Te nawiązuje do sposobu, w jaki ujmuje się dane osób, często podejrzanych o popełnienie przestępstwa, w doniesieniach prasowych. W ten sposób twórca „Dzieci TV” i „Freelancera” stara się chronić swoje dane osobowe, a co za tym idzie życie osobiste.



Moją uwagę zwróciło również spore zaangażowanie autora w warstwę wizualną wydanych książek. Sam zaprojektował okładki do „PRacownika” i „Dzieci TV”. Z kolei w najnowszej powieści znajdują się, jak to nazywa Andrzej Te, komiksy które są częścią fabuły. Zastanawiałam się w jakie segmenty procesu wydawniczego jeszcze się angażuje i dowiedziałam się, że:

„Im więcej w książce mojej pracy i dokonań, tym ja się po prostu bardziej czuję w pełni autorem całości. To mi daje więcej satysfakcji. Co do autora to musi on – zgodnie z moim doświadczeniem – angażować się w następujące etapy wydania książki: napisanie tekstu, wysłanie go, korekta pierwsza, korekta druga, sugestie dotyczące szaty graficznej, projektu okładki (jeśli ktoś cię w ogóle zapyta o zdanie, czego chyba nie praktykuje się w profesjonalnych, dużych wydawnictwach), wydawnictwo prosi o stworzenie tekstów na okładkę, przesłanie fotografii autora, opisu autora itd. Ja staram się nie angażować w ten ostatni z wymienionych tematów (poza wysłaniem zdjęcia i opisem autora), by pracownik wydawnictwa mógł się wykazać tym, że jednak przeczytał moją książkę i udowodnił mi to poprzez stworzenie promocyjnego opisu/streszczenia fabuły na okładce”.




Kolejnym znakiem zapytania był fakt wydania każdej książki w zupełnie innym wydawnictwie, zapytałam więc czy wynika to ze złych doświadczeń z poprzednikami czy może to jakaś strategia. Interesowało mnie też czy Andrzej Te kieruje się jakimiś kryteriami w wyborze wydawcy:

„Maszynopis rozsyłam do wielu wydawnictw. Kilka z nich z reguły wysyła mi odpowiedź i rozpoczynamy negocjacje lub od razu otrzymuję warunki współpracy. Wydając staram się wybrać najlepsze. Dla mnie liczą się najbardziej: dystrybucja (czy książka ma szansę ukazać się w Empiku) oraz wysokość dofinansowania wydania książki, jeśli dofinansowanie jest konieczne”.

Dofinansowanie dotyczy najczęściej debiutantów, nikomu nieznanych bliżej początkujących pisarzy. Często też sami muszą zadbać o reklamę:

„Autor może sam sobie robić PR, bo wydawca raczej nie będzie tego robił debiutantowi czy niszowemu autorowi, ponieważ ma innych twórców, w których bardziej opłaca się inwestować. Czyli autor może wysłać książki do różnych redakcji, ponieważ również leży to w jego interesie (wydawca też oczywiście wyśle kilka, nie powinno być z tym problemu, jeśli się z nim na to umówimy), może założyć profil na Facebooku, stronę WWW oraz wiele innych działań reklamowych. Autor może wszystko, zastawić dom i żonę wysłać do pracy na ulicę, by obstawić cały kraj w billboardach swojego dzieła, lecz i tak lwią część zysków otrzyma wydawca no i w szczególności hurtownicy i księgarze (ostatnie ogniwa w łańcuszku)”.




Rozmawiając i wymieniając się wiadomościami z Andrzejem Te, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że pomimo dorobku – skromnego, ale jednak - jego doświadczenia są raczej gorzkie. Ogólny wydźwięk rozmowy był przygnębiający, przynajmniej w moim odczuciu. Co zresztą, wydaję mi się, potwierdzają słowa, które niech będą zwieńczeniem i jednocześnie refleksją:

„Coraz częściej nachodzi mnie myśl, że w dzisiejszych czasach pisanie nie ma zupełnie sensu, szczególnie taki rodzaj pisarstwa, jaki ja staram się uprawiać, czyli niekomercyjny, mało przystępny dla statystycznego odbiorcy polskiej kultury. […] w mojej ocenie w dzisiejszych czasach mało kto komu sprzyja, jeśli nie ma w tym interesu, a teraz interesy sprowadzają się przeważnie do pieniędzy, czyli jedynego już wyznacznika szczęścia i spełnienia. Patrząc na to z tej strony, po co sprzyjać młodym pisarzom. Skoro są niepopularni, nie mogą się odwdzięczyć w odpowiedni sposób”.

Andrzej Te – urodzony w Szczecinie w roku 1982. Autor zbioru opowiadań „Dzieci TV”, tomiku „wystarczy zalać” oraz powieści „Freelancer”. Napisał również mikropowieść pod pseudonimem Hubert Hurbański. W swej twórczości stara się być oryginalny, chce by każda książka była inna, wyjątkowa nie tylko pod względem fabularnym, lecz również stylistycznym i graficznym. Więcej o autorze dowiecie się na jego oficjalnej stronie.

Zdjęcia okładek udostępnione dzięki uprzejmości Andrzeja Te.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam serdecznie na stronie Miasta Pudełek. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się ze mną swoim zdaniem, wyrazisz opinię o poście, a może wskażesz inną, ciekawą perspektywę :) Do miłego następnego ;)