Dziewiąty
listopada, sala Anny Jagiellonki, spotkanie autorskie z Andrzejem
Poniedzielskim. Pan Andrzej jak zwykle przezabawny, zdystansowany, ujmujący.
Melancholijno-flegmatyczny sposób bycia w jego przypadku, jak wiadomo, przekuł
się w medialny sukces. We właściwy sobie sposób starał się przekonać zebranych
do zakupu zbioru poezji, prezentował wybrane utwory i zabawiał szacowne grono.
Gdyby
tylko gawiedź potrafiła to odwzajemnić. Większość publiczności stanowili starsi
ludzie. Niby wykwintnie ubrani, strojni tacy i odświętni. Czyli na spotkanie z
kulturą się wybrali i za kulturalnych uchodzić chcieli. A było gorzej niż w
kinie. Nie lubię narzekać, wytykać palcem, ale pewne postawy należy piętnować.
Nie pierwszy raz spotykam się z sytuacją, w której starszeństwo przykładu
raczej nie daje. Rozgadane toto, jakby na targu stało, komentuje, coś przeżuwa,
czymś szeleści, ciągle szura. Niby postępowi, bo komórki mają, a nie potrafią
ich wyłączyć czy wyciszyć. Jak nie potrafią, niech zapytają. Jak się wstydzą, niech
zostawią w domu.
Ja
już nawet nie myślę o reszcie odbiorców, bardziej zdyscyplinowanych i
wyczulonych na to, co uchodzi, a co nie. Dziewiątego listopada myślałam akurat
o sympatycznym Andrzeju Poniedzielskim, który z kolei tyle sympatii ma dla
Szczecina i Czarnego Kota Rudego. I pomyślałam jakże niewdzięcznymi jesteśmy
czytelnikami, widzami, słuchaczami. Bo niestety nie były to jednostkowe akty „wandalizmu”.
Apeluję zatem, jeśli niestety przykład nie idzie z góry, żebyśmy się nawzajem w tej
kwestii edukowali. Nie bądźmy obojętni wobec braku kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam serdecznie na stronie Miasta Pudełek. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się ze mną swoim zdaniem, wyrazisz opinię o poście, a może wskażesz inną, ciekawą perspektywę :) Do miłego następnego ;)